niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 15.

       Wylądowałam w Amsterdamie i rozejrzałam się po lotnisku. Niedaleko stał Dick. Podbiegłam do przyjaciela i się do niego wtuliłam. Też się do mnie wtulił i ucałował w policzek. Staliśmy tak dobre pięć minut i się ogarnęliśmy. Odebrałam swoje bagaże i poszłam z Holendrem do samochodu. Po półgodzinnej przejażdżce byliśmy na miejscu, u niego w domu. Od progu przywitali mnie pani Lieke i pan Laars. Tak, znaliśmy się już... Wiele razy ratowałam tyłek Dickowi o dziewczynę.
         Małżeństwo Kooy wyściskało mnie i wpuścili do domu. Zaciągnęli mnie od razu do stołu nim się zdążyłam rozebrać. Nałożyli mi podstawowe dania pani Lieke i zrobili latte. Przyzwyczaiłam się do tego. Spojrzałam na Dicka, a on się uśmiechnął. Oj, Dick, coś czuję, że zginiesz lada dzień... Uśmiechnęłam się do siebie i spojrzałam na jedzenie. Boże, Chryste! Jeszcze więcej niż przedtem. Spojrzałam spanikowanymi oczami na pana Laarsa, a on się do mnie wyszczerzył... Ile bym dała, by się znaleźć w domu... Chcę do domu... POMOCY! 
-Hehe, panie Laars, samolot z moim ciężarem nie wystartuje.- zaśmiałam się.
-Oj tam, powiesz, że wracasz od rodziny to zrozumieją.- uśmiechnął się.
         Dick usiadł obok mnie, a ja myślałam, że go uduszę na oczach jego rodziców. Co chwilę wciskał mi to nowe jedzenie przyniesione na stół czy taką pyszną karpatkę pani Lieke.
 -Dziecko drogie, zjedz jeszcze jeden kawałek karpatki...- prosiła pani Lieke.
-Nie proszę pani, dziękuję... Się objadłam za wszystkie czasy.- uśmiechnęłam się.- No, a my tu gadu- gadu, a prezenty ode mnie czekają.- uśmiechnęłam się nieśmiało i poszłam po trzy pakunki.
        Dla pana Laars- podstawa- polska wódka. Dla pani Lieke słodziutkie perfumy, no i dla "pana" Dicka- okulary "zerówki" i ten misio. Jego mina wyrażała więcej niż szczęście. No i wybiegł z salonu i po chwili wrócił z jakimś pakunkiem. Podał mi go i kazał rozpakować. Co tam zauważyłam? Czarną koszulkę Realu Madryt i białą. A to jeszcze z nadrukiem Ramosa i jego autografem. Przytuliłam się do Dicka i bez zapowiedzi pocałowałam go. Niby jesteśmy parą, nie?
-Dziękuję...- wyszeptałam.
-Przymierz.- zachęcił pan Laars.
         Więc (zdania nie zaczynamy od "więc" taki pech...) wzięłam obydwie koszulki i poszłam do łazienki je przymierzyć. Pięknie... Akurat mi pasowały obydwie. Muszę jakoś podziękować Dickowi. I to bardzo, bardzo, bardzo... O, w Polsce wezmę go do kina, na basen i do kina znowu. Trzeba to wynagrodzić, a nawet nie wiem jak. Trudno. Wyszłam najpierw w czarnej koszulce i dostałam "oklaski" nawet nie wiem za co. Poszłam ubrać tą białą i wyszłam w niej znowu. Sytuacja się powtórzyła. Poszłam się znowu przebrać, ale na tą moją kochaną koszulę z mankietami i siedzieliśmy do bardzo późna.
        Dzień szybko się skończył. Zasnęłam w ramionach Dicka, chłopaka, mężczyzny, którego serio lubię i jest moim przyjacielem. Oczywiście dla niepoznaki chodzimy ze sobą dla jego rodziców od prawie roku, ale ciii...
-------------------------------------
No i jest. :P Taki ten o że dziwny rozdział. Tak, Werka jest kibicem Realu Madryt i uwielbia Sergio Ramosa :3 A z nim się na pewno pozna w tym opowiadaniu, ale cicho, wy nic nie wiecie ;D 
To do czwartku :) Paa :P Wera będzie już w Polsce i narzucę trochę tempo ;D 

2 komentarze:

  1. Czy dziwny, to bym się kłóciła :p ale taki szybki jest :p
    I znow biednych rodziców wjrecają że są parą ... :D takie trolololo :D
    Ale fajne jest :D
    Czekam z niecierpliwoscią na czwartek!
    Zapraszam na prolog mojego nowego opowiadania ;)
    and-love-doesnt-match.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że szybki, dość szybki :P
      Ale już niedługo Werka podejmie decyzję, a jaką to sama nie wiem :P
      Mam nadzieję, że będzie warto czekać :)
      No to ja już lecę te nowe opowiadanie komentować! :)

      Usuń