Strony

czwartek, 26 marca 2015

Rozdział 16.

   Wróciłam z Dickiem do Polski nazajutrz. Oczywiście zostaliśmy wyściskani i dostaliśmy na podróż i do Polski łącznie trzy kilo jedzenia i pół blaszki karpatki. Siedziałam obrażona w samochodzie, bo sądziłam, że nie wpuszczą nas na pokład samolotu z tym jedzeniem.
-Hej, pani obrażalska, uśmiech proszę.- próbował mnie zaczepić Dick.- Znowu się obrażasz o głupie jedzenie?- zaśmiał się.
-Wiesz ile ono waży? Trzy kilo! Rozumiesz? Aż trzy kilo! I ty je bierzesz jako swój bagaż podręczny, a i jeszcze ta karpatka.- warknęłam i nuciłam pod nosem moją ulubioną holenderską piosenkę świąteczną*.
-Ej no, maleńka...- zaśmiał się.- Karpatkę możesz sobie wziąć całą, ale kaczkę ja biorę.- zaśmiał się Dick.
-A se bierz wszystko jak leci.- fuknęłam i podkręciłam "głos" piosenki.
  Siedzieliśmy w ciszy i w samochodzie, i w lotnisku, i w samolocie. Jadąc z Warszawy do Kędzierzyna- Koźle, Dick zjechał moim samochodem na stację benzynową. Warto dodać, że mój samochód miał pełen bak benzyny, bo kilometr wcześniej tankowaliśmy. Siedzieliśmy w tym samochodzie słuchając już polskich piosenek.
-Dlaczego stoimy?- spytałam niecierpliwiąc się.
-Słuchaj, Wiki, dziękuję ci za to... Jesteśmy przyjaciółmi i chcę wiedzieć, co się u ciebie dzieje... Jak tam z Alkiem? Wróciłaś z tej Serbii taka ucha-chana...- zauważył.
-Po prostu się cieszyłam z podróży, bo się w stu procentach udała.- odpowiedziałam i wyszłam z samochodu.
-To dlaczego teraz jesteś zła?- wyszedł za mną.
-Nie jestem.- odpowiedziałam i ruszyłam w stronę drogi, by zabrać się na "stopa".
-Ej, co ty robisz?- podbiegł do mnie Dick.
-Wracam do domu.- odpowiedziałam.
-Mała, słuchaj, kocham cię jak siostrę i nie wyobrażam sobie, że będziesz tu stać i marznąć, a do Kędzierzyna mamy jeszcze sto kilometrów. Chodź do auta, wrócimy na spokojnie.- powiedział Dick i wziął mnie za rękę.
   Usiadłam obrażona z tyłu samochodu, a Dick się dziwnie na mnie spojrzał. Nakazał mi, że mam siedzieć obok niego, a ja mu odpowiedziałam, że nie jest małym dzieckiem, a drogę do domu zna. Także ja sobie spałam na tyle samochodu, a Dick słuchał muzyki i prowadził.
  Miałam sen... Taki o gladiatorach. Po jednej stronie- gladiator z bujną brąz fryzurą z lokami i wspaniałym uśmiechem, po drugiej zaś- gladiator o ślicznych oczach i wspaniałej budowie ciała. A pośrodku jakby ja, ale to nie byłam ja- kobieta o czarnych i krótkich włosach do ramion w sukni królowej Egiptu. Dałam jakiś znak i zaczęła się walka między tymi gladiatorami. Na końcu obaj zginęli, a ja byłam pogrążona w żałobie.
  Co ten sen miał znaczyć się pytam? Moje "rozterki miłosne"? Jakbym jeszcze je miała... Prychnęłam pod nosem i zwróciłam na siebie uwagę Holendra.
-O popatrz jakie masz poczucie czasu, akurat pod twoje mieszkanie zajechaliśmy.- uśmiechnął się do mnie serdecznie.
-Dzięki... Może wpadniesz na kawę?- spytałam i wyszłam z auta.
-Wiesz, że kawa z tobą to zawsze i wszędzie, ale dzisiaj muszę odmówić...- westchnął wychodząc z mojego samochodziku.- Jest dwudziesta druga, a jutro sobie Świder wymyślił trening o dziesiątej rano.- wykrzywił usta w jakiś grymas.
-Okej, znając życie będę musiała się na nim stawić. Na całe szczęście wykłady są odwołane i niedługo sesja.- westchnęłam.- Dobranoc i do zobaczenia jutro.- ucałowałam go w policzek.
   Wzięłam swoją walizkę, karpatkę, o której mówił Dick wcześniej i jakimś cudem weszłam po schodach i do mieszkania. Walizkę postawiłam w korytarzu, a karpatkę zaniosłam do kuchni. Wywietrzyłam z deka mieszkanie i spojrzałam do lodówki. No, Helenka się obsłużyła z Marciem, bo zostawili mi jednego gołąbka z karteczką: "Resztę wzięliśmy by się nie popsuło. Znając życie wrócisz 27, a 28 trening o dziesiątej :3 Całujemy! ~H&M" . Jednak mnie kochają. Zaśmiałam się pod nosem i podgrzałam sobie mojego ukochanego gołąbka. Zrobiłam sobie kakao i usiadłam na parapet.
    Moje życie nabiera kontrastu. Zanim pojawił się Serb wszystko było w porządku. Było. A teraz to Dick się czepia o niego, a nawet Helena coś myśli, że między nami coś jest, ba! Wszyscy tak myślą. Ostudzę wasze myśli, nic między nami nie ma. Uwielbiam ten stan, kiedy ciebie mam... Tylko kogo ja mam mieć? Mam Helenę, Dicka, Marcina, Pawełków... Kocham ich jak swoją rodzinę.
   Wypiłam kakao i poszłam się umyć. Odświeżona z umytymi włosami poszłam spać. Obudziłam się o dziewiątej trzydzieści. Przeklnęłam cały świat i wyskoczyłam z łóżka. Ubrałam się w dresy, bluzę i bokserkę. Włosy związałam w kitkę. Tak dziwnie mi było w tym zestawieniu włosów. Szybko je rozpuściłam i stwierdziłam, że związane włosy to nie moja bajka. Zrobiłam szybki makijaż i nałożyłam trampki na koturnie. Możecie się śmiać, ja nie umiem chodzić w płaskich butach, muszę mieć "podwyższenie". Chwyciłam torebkę i zapomniałam o śniadaniu. Ukroiłam sobie kawałek karpatki. I mogłam lecieć. Podbiegłam na halę i sprawdziłam godzinę. Równo dziesiąta. I teraz powiedźcie nam, kobietom, że nie umiemy nic robić szybko! Haha.
    Usiadłam na trybunach z triumfalnym uśmiechem i czekałam, aż zawodnicy wyjdą na boisko by mieć trening. Pierwszy wypadł Zatorski z krzykiem "Nie zjadłem żadnych żelków!", a za nim wbiegł Lucas Loh. Spojrzałam na nich jak się gonili, a za nimi weszli "spokojnie" Jurij i Dick. Co chwile się szturchali i dokuczali nawzajem. Potem niby spokojny Możdżon i spokojny Guma. Ci usiedli na dolnych trybunach i grali w łapki. Później wszedł uśmiechnięty od ucha do ucha Kay, a za nim wpół mokry Nimir. Reszta weszła w miarę normalnie. Wszedł trener.
-Co wy tu do cholery robicie!? Lucas zostaw Zatora, Jurij i Dick uspokójcie się kiedyś, Możdżon i Guma ile macie lat? Kay coś ty zrobił Nimirowi?- zaczął. -Dla tych co wymieniłem do psychologa! Albo do Werki, jak kto woli...- westchnął.- Dwadzieścia kółek, już!- krzyknął, a do mnie podszedł Lucas.
-Wikuuś...- przeciągnął moje imię, co mu wyszło nawet słodko?- Weź się podpytaj Zatorskiego czy zjadł te moje żelki czy nie, bo byłem głodny, a on mi to wszystko zjadł!- wygłosił to bardzo szybko i to jeszcze po angielsku!
-Czekaj, czekaj... Nie rozumiem karabinu maszynowego, więc powtórz.- zaśmiałam się i po wysłuchaniu już dokładniej Lucasa mogłam mu doradzić.- No mogę się go spytać, ale Pawełek ma alergię na żelki. Szczególnie te twoje brazylijskie.- wzruszyłam ramionami.- Zawołaj go.- powiedziałam i się rozsiadłam wygodniej, zdejmując kurtkę.
-Przecież ty Wera wiesz, że mam uczulenie na jego brazylijskie żelki.- fuknął Pawełek siadając obok mnie.
-Wiem, Pawełku, ale to moja praca, żeby was wypytać o te duperelki, nie? Zjadłeś te żelki czy nie?
-No pewnie, że nie!- powiedział.- Mogę już iść?
-Zawołaj Jurija.- westchnęłam i odprowadziłam go wzrokiem. Po chwili obok mnie znalazł się środkowy.- Zachowujesz się z Dickiem jak gówniarze.- rzuciłam prosto z mostu.
-Wieem, ale no... Stęskniliśmy się.- przyznał.
-Oj Jurek, Jurek...- wywróciłam oczami.- Nie róbcie tak na następny raz, okej? Mniej kółek będzie.- wzruszyłam ramionami.
-Może dobrze gadasz...- zaśmiał się.
-Może?- spojrzałam na niego z chęcią mordu.
-Może, może.- wyszczerzył się.
-Nie chcę cię zabijać, więc zawołaj Kaya.- nakazałam.
    Porozmawiałam z jednym i drugim Holendrem i czego się dowiedziałam? Dowiedziałam się jak zmoczył się Nimirek. Kay powiedział mu, że zostawił coś pod prysznicami, a ten poleciał sprawdzić co, a ten pierwszy go polał wodą. Czysta filozofia, ale jakże głupia... Na końcu treningu porozmawiałam z Możdżonkiem i Zagumnym (bo te przesłuchanie dwóch Holendrów długo mi zleciało). Przyrzekli, że będą robili to w mniej publicznym miejscu i gdy wejdzie trener, będą rozmawiali o sporcie. Taa, już to widzę... Czy ujarzmiłam pół stada? Wątpię. Jedynie co z nimi mogłam zrobić to lekko przywrócić im rozumu. Znając życie na popołudniowym treningu będą na siłowni, a mi się nie będzie chciało iść, więc będę się uczyć na sesję.
    Sesja się zbliżała, bo była siódmego stycznia, a ja nic nie umiałam... Trudno, takie życie... Trening się skończył i wyszłam z hali, powolnie dreptając do mieszkania. Helena do mnie wydzwaniała od pół godziny, więc w końcu odebrałam.
-Czego twoja dusza pragnie?- spytałam na wstępie.
-Skarbie, masz może notatki z piętnastego października?- zaświergotała.
-A czy ja nie miałam kiedyś jakiejś notatki z początku? Za to ty mi daj od dwudziestego czwartego do dwudziestego ósmego listopada notatki.- uśmiechnęłam się do telefonu.
-Ale ja jeszcze nie umiem nawet z października.- jęknęła.
-Ja właśnie miałam zamiar się uczyć z październiku. Zaraz wejdę do domu, więc nie wiem... Będę się tego uczyć z dobre trzy godziny... To może... O osiemnastej wpadniesz, co? I pójdziemy na zakupy.- pomyślałam.
-Okej, to za pięć godzin. Paa...- cmoknęła do telefonu i już się rozłączyła.
     Weszłam do mieszkania i znalazłam karpatkę. Odkroiłam sobie trzy kawałki i szybko je zjadłam. Zrobiłam sobie kakao i zasiadłam z notatkami na parapecie. Na początku obserwowałam trochę panoramę widocznego Kędzierzyna i się sama do siebie szczerzyłam. Jednak się szybko ogarnęłam i zaczęłam się uczyć przy cicho grającym radiu. W pewnym momencie usłyszałam wywiad z Dickiem.
-Panie Kooy, co robił pan w drugi dzień świąt?- spytał redaktor.
-Jadłem i się obżarłem.- wybuchł śmiechem Dick.
-Coś jeszcze? Widzieliśmy pana z szatynką wczoraj...
-Werka jest czarna. A poza tym byłem u rodziców. Przepraszam, ale bardzo się śpieszę, bo zaraz mam trening, do widzenia.- powiedział i poleciały reklamy.
    Resztę czasu się uczyłam i powtarzałam popijając kakao lub zajadając karpatkę. Nim się obejrzałam obok mnie stała Helenka i jadła MOJĄ karpatkę. Dałam jej notatki z tego dnia, a ona podała mi te z tego tygodnia, o które ją poprosiłam. Chwilę porozmawiałyśmy o nadchodzącym meczu z AZS-em Olsztyn i ubrałyśmy się w swoje ciepłe kurtki i botki.
      Weszłyśmy do galerii i zrobiłyśmy kilka obfitych zakupów na Sylwestra. Zaraz po Sylwestrze miałyśmy zamiar jechać do Zakopanego na skoki narciarskie. I dlatego kupiłam sobie czerwoną puchatą czapę, a Helena taką samą, tylko że białą. Zadowolone wróciłyśmy do swoich mieszkań, a ja zaczęłam robić kilka stylizacji sylwestrowych. Pierwsza była taka:     Kolejna, czyli druga wyglądała tak: , a ostatnia, według mnie najlepsza była taka: .
     We wszystkich stylizacjach zrobiłam sobie zdjęcie i wysłałam Helenie. Ona podzieliła moje zdanie. Do kogo mamy zamiar iść na zabawę sylwestrową? Do mojego kochanego przyjaciela- Pawełka Zatorskiego. Spokojna głowa, Zator nie będzie dbał o wszystko, ale jego dziewczyna- Anna. Lubię ją, ona mnie też.
     Bycie psychologiem w ZAKSIE to ciężka rzecz. Oficjalnie- polecam. Można się z nimi naśmiać, ale także można mieć "zrytą" psychę.

*tą piosenkę można sobie posłuchać tu: https://www.youtube.com/watch?v=EkhiOGYSFsU

__________________
Mam nadzieję, że dobrze to wyszło :) :) Jeden z najdłuższych :P Może coś jest poprzekręcane, bo mam gorączkę, katar, kaszel i głowa mnie napierdziela. :( Nie życzę tego wam :( Kolejny spróbuję wypisać na poniedziałek :P 
Dziękuję za komentarze od Marcyśki. :) Wiele daje motywacji, nawet taki jeden komentarz :) 

2 komentarze:

  1. Oto i jestem ze swoim komentarzem! ;)
    Kolejny superowe rozdział!
    Cały czas siatkarze to takie małe duże dzieci i to jest fajne! Takie beztroskie życie ;)
    Dziewczyny na pewno zdadzą sesje :p
    Takie długie i dłuższe rozdziały zawsze mogą być :p
    Ale jak można narzekać na to, że rodzice dają 3 kilo jedzenia?! Ja tego nie rozumiem ;p ja bym brała i pytała czy można więcej tej dobrej sałatki :p
    Kiedy Alek się pojawi? ^^
    Dzięki za komentarz, pod epilogiem! Na prawdę, nie wiedziałam że nadużywam "ok" dlatego po interwencji pracuje nad tym, aby było lepiej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie widzę , że jesteś :)
      Dziękuję :)
      Oj tak, ale takie małe dzieci są słodkie *.* Ale tylko w niektórych momentach przesadzają, których tu jeszcze nie było :)
      Taak, zdadzą, choć będą problemy z Heleną...
      Postaram się, teraz będą święta i coś naskrobię :)
      To jest Werka, tego nie ogarniesz :D
      Planuję jak najszybciej, Werka pojedzie do tego Zakopanego z Heleną, bo te zawody i kto wie, kto wie ^_^
      Przyjemność po mojej stronie :) ^^

      Usuń