piątek, 27 lutego 2015

Rozdział 13.

     Wigilia przyszła jak z bicza strzelił. Nim się obejrzałam, byłam ubrana w czarną sukienkę, rajstopy i szpilki i biegałam po kuchni. Na szczęście Helena przyszła z Marcinem szybciej i pomogli mi się ogarnąć. Podczas gdy Marcin nakrywał do stołu, ja z Heleną malowałyśmy się i czesałyśmy. Jako drudzy przyszli Pawełek Zatorski z dziewczyną. Postawili prezenty pod choinką i chcieli nam pomóc jakoś. Powiedzieliśmy, żeby pomogli nam przenieść te potrawy i coś zrobić, typu włączenia świątecznej muzyki. Później przyszedł Guma z Oliwią i dziećmi. Gdy wszyscy już przyszli i siedzieli przy stole, rozpoczęliśmy Wigilię.
      Śpiewaliśmy kolędy, podzieliliśmy się opłatkiem i przyszła kolej na prezenty. Pozwoliliśmy dzieciakom pierwszym otworzyć prezenty, ale pod jednym warunkiem. Będą rozdawać nam później, gdy już otworzą swoje, ale jednak Mikołaj powiedział, że rozda nam pierwszym.
       Dostałam ogólnie sześć prezentów. Między innymi perfumy, sukienkę, kosmetyki,  biżuterię i zegarek. Szósty prezent to był taki zabawny, że jak otworzyłam pakunek zaczęłam się śmiać, a Helena ze mną, bo to był prezent mniej więcej od niej i Marcina tak jakby wspólny. Gdy upewniłam się, że dzieci bawią się swoimi zabawkami, wyjęłam cały strój. Strój Mikołajki. Całe towarzystwo wybuchnęło donośnym śmiechem.
-Wiesz, dla Alka, a jak wystarczy to dla Dicka.- zaśmiała się Oliwia.
-No ta, już to widzę.- zaśmiałam się.
-Chodź, idziemy przymierzyć.- zgłosił się Możdżonek i dostał w ramię od Heleny.- No to idziemy.- klasnął w dłonie i wziął mnie za rękę i poszliśmy do mojej sypialni.
-Wyjdź.- nakazałam, a Marcin odwrócił się do drzwi i zawiązał sobie jakąś moją bluzką oczy. -Oj, Możdżon, Możdżon, co ja z tobą mam.- zaśmiałam się i przebrałam.
        Gdy pozwoliłam odwrócić się Możdżonkowi, on się odwrócił i gwizdnął.
-No to Alek będzie zadowolony.- podszedł do mnie i ucałował w policzek.
-Marcin, weź się do cholery ogól!- zaśmiałam się. -Idź po Helcię.- nakazałam.
-Idziesz ze mną.- powiedział i pociągnął mnie za sobą.
-Nie, dzieci patrzą!- jęknęłam, ale upewniwszy się, że dzieci są w innym pokoju, weszłam do salonu. Przywitały mnie gwizdy, a ja pokryłam się rumieńcem. -Weźcie.- zaśmiałam się.
-Ale no, Wiki, Alek ma seksi Mikołajkę.- wybuchnął śmiechem Guma.
-Guma, nawet ty?- jęknęłam. -Idę sobie zrobić zdjęcie w tym.- zaśmiałam się i poszłam do pokoju.
-Tylko wyślij je do Alka i Dicka!- zawołał za mną Pawełek.
        Zaśmiałam się, zrobiłam sobie zdjęcie w lustrze i się przebrałam tak jak wyglądałam wcześniej. Wróciłam do salonu i wyciągnęłam z barku wódkę. Siedzieliśmy do dwudziestej drugiej, aż dzieciaki zasnęły przy stole.
        Wzięłam Mikołaja i Wiktorię i zaniosłam je do sypialni. O północy towarzystwo się rozjechało w swoje strony, a ja zaczęłam się pakować do Serbii i Holandii. Tak się rozpędziłam, że wzięłam ten strój. Zapakowałam jeszcze prezenty dla chłopaków i sprawdziłam godzinę odlotu do Serbii. Jedenasta czterdzieści. Westchnęłam i poszłam spać.
        Obudziłam się o ósmej. Przeklnęłam cały świat. Coś szybko przekąsiłam, jak się nie mylę dwa gołąbki, ubrałam czarne spodnie i białą wyprasowaną koszulę. O ósmej trzydzieści wyjechałam spod mieszkania moim samochodem. Jechałam bardzo szybko i w Warszawie byłam przed jedenastą. Znalazłam Alka i podbiegłam do niego z walizką w dłoni, a prezenty w drugiej dłoni. Przeszliśmy przez odprawę i czekaliśmy na samolot.
-Co mówimy moim rodzicom?- spytał Serb.
-No, że się kochamy.- powiedziałam, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.
-Ale gdzie się niby poznaliśmy?- spytał.
-W Bełchatowie w  2012 na meczu.- wzruszyłam ramionami.
-Jakim?
-Z ZAKSĄ, bo przyjechałam wtedy z moimi przyjaciółmi.- zaśmiałam się.
-Od kiedy jesteśmy razem?
-Od 2013, ale oficjalnie mówimy o sobie od kwietnia 2014. Dobra, kończymy.- zaśmiałam się. -Najwyżej będziemy improwizować albo daj mi głos.- zaśmiałam się.
         Po odmówieniu wszelkich modlitw weszłam do samolotu z Alkiem. Ucałowałam go w policzek i usiadłam. Gdy Alek usiadł ścisnął moją dłoń i uśmiechnął się. W oczach miał strach. Taki jak ja.
-Boisz się?- spytałam głosem pełnym lęku.
-No wiesz, tak trochę.- zaśmiał się nerwowo i pocałował mnie w usta.- Tak na wszelki wypadek.- wzruszył ramionami.- Musisz się przyzwyczaić. Śpimy razem.- uśmiechnął się zadziornie, a ja wpiłam się w jego usta.
        Nie wiem, co mną władało. Pożądanie? Miłość? Namiętność? Nie wiem, nie jestem pewna. Ale coś na pewno. Alek oddawał mi pocałunki coraz zachłanniej. Nie powiem, podobało mi się to, mu chyba też. W końcu oderwaliśmy się od siebie i nieśmiało uśmiechnęliśmy się do siebie. Oparłam głowę o jego ramię i zasnęłam.

---------
Wiem, że nie miało się tu nic pojawić do marca, ale no... Nie potrafię tak żyć jak mam wenę :D Co prawda było zastopowanie, zbierałam siły na opowiadanie... 
 I tak oto powstało- pełne śmiechu opowiadanie. Wee... ;-; GUNWO! Powiem jedno- GUNWO Z TEGO WYSZŁO. Chciałam coś jeszcze namieszać z Dickiem- kłótnia i wql, odwołanie lotu do Holandii, no ale chciałam już też Wigilię. :) 
Także ten... Do następnego. Nie wiem kiedy :P 

piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 12.

      Nagle całe stado siatkarzy dopadło się mnie i rzucało śnieżkami, w zaspy i w przedziwny sposób, gdy leżałam na zaspie, nade mną znalazł się Dick. Tak jak wtedy z Alkiem. Wtedy w parku. Gdy mnie znienacka pocałował. Poprawiłam czapkę i spojrzałam głęboko w oczy Dickowi. On patrzał też na mnie i lekko się uśmiechał.
-Uwielbiam jak jesteś taka sparaliżowana.- zaśmiał się.
-A ja uwielbiam jak myślisz, że cię pocałuję.- także się zaśmiałam i szybko wyślizgnęłam się spod Dicka.
-No eej.- jęknął, a gdy się odwróciłam leżał twarzą w zaspie. Nagle wybuchnęłam śmiechem i podeszłam do Dicka. Odwróciłam go twarzą do mnie i opadłam na zaspę obok niego. -Kocham cię.- wyszeptał.- Rano, gdy się nie widzimy, przed południem, gdy czasami się spotykamy, w południe na treningu, po południu, gdy mnie unikasz, wieczorem, gdy wiem, że zasypiasz i w nocy, gdy chrapiesz.- wygłosił formułkę, którą zawsze wygłaszał, jak chciał mi podnieść ciśnienie.- Ale to wszystko po przyjacielsku.- zaśmialiśmy się.
-Wiesz, o dziwo nie podniosłeś mi ciśnienia.- ucałowałam go w policzek i podnieśliśmy się ze śniegu.
***
      Wróciłam z Częstochowy do domu około szesnastej. Był siedemnasty grudnia. Ogarnęłam z deka mieszkanie i zrobiłam pranie. Do samej nocy oglądałam telewizję albo odbierałam telefony od Pawełka Zatorskiego, bo pokłócił się z dziewczyną. Pawełku, nienawidzę cię za to! Ale zarazem cię kocham, jak przyjaciela. Zasnęłam gdzieś w okolicy północy, zdążając pogodzić dwójkę przyjaciół i zapoznać Dicka z Alkiem. Wee...
       Obudziłam się o ósmej. Całe życie przede mną. Zjadłam śniadanie, ubrałam się w jakieś pierwsze lepsze ciuchy i szybkim krokiem poszłam na uczelnie. Całkiem zapomniałam, że Janek chodzi na moją uczelnię i tym samym, przyswoiłam sobie namolnego chama, bydlaka, skunksa i idiotę do co najmniej zbliżającej się sesji. Suuper <ironia>.
-Wercia?- spytał Janek, gdy przypadkowo w niego weszłam.
-Nie wiem, a ty to Janek?- spytałam, niby go nie znając.
-No, ten diler.- szturchnął mnie.
-Nie chcę nic. Uczę się do sesji, idę teraz na wykład, więc zsuń się z drogi. Nara.- powiedziałam pożegnalnie i odeszłam, zostawiając tym samym tego idiotę na środku korytarza z otwartą gębą.
        Ma za swoje. Chociaż znając go, to początek. Weszłam na wykłady i usiadłam obok zaspanej Heleny, która ledwo co stąpała po ziemi. Podczas wykładu o anatomii krowy opowiedziałam jej całą historię z Jankiem, aż przerwał nam profesor:
-Czy ja wam przeszkadzam?
-Tak! I to bardzo!- krzyknął cały chórek studentów. Profesor się zaśmiał i wykładał dalej, a ja z Helcią już nie rozmawiałam.
     Z wykładów poszłyśmy prosto na halę. Ja oczywiście wysłuchiwałam siatkarzy. Najpoważniejszym problemem, był problem Krzysia Zapłackiego. Nie umie robić prania, a mama wyjechała do Kanady. Umówiliśmy się, że nauczę go robić pranie, bo nie chcę, by chodził w brudnych ubraniach. Ale na całe szczęście moją inicjatywę przejął Dick, bo stwierdził, że Zapałka chce mnie wykorzystać na szybkim numerku przy pralce. Ludzie, na serio nie wiecie co mówić?
     Więc gdzieś od czterech dni urosłam. Nawet nie zmalałam. A jeśli zmalałam, to urosłam.

-----------------------------
Witam, witam. Do niczego. Cały dzień poszedł się pieprzyć :) I te opowiadanie też :) A jeszcze muszę wyskrobać coś na drugim blogu przed wyjazdem. Więc... Do końca lutego nie pojawi się tu NIC. DO KOŃCA LUTEGO ZERO POSTÓW. Chyba, że coś mi wypadnie. Do marca ;) 

poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział 11.

       Obudziłam się o szóstej rano, bo zadzwonił do mnie Marcin. Powiedział, że mam szybko się spakować i o siódmej trzydzieści stać pod halą, bo jedziemy do Częstochowy. Aha, szybko mnie poinformowali. Jak oparzona wyskoczyłam z łóżka, wybrałam szybko ubrania, które założę na drogę i zaczęłam się pakować. Zakładając, że będziemy w środę i w czwartek, wzięłam na mecz, koszulkę ZAKSY, ciemne jeansy, a na czwartek czarne legginsy i beżowy sweterek. A na podróż wybrałam dresy i jakąś bluzę. Lekko się umalowałam. Było gdzieś szósta pięćdziesiąt, gdy zjadłam śniadanie i wypiłam kawę. Sprawdziwszy godzinę, poprawiłam włosy i ubrawszy się, wzięłam walizkę i wyszłam z mieszkania, dokładnie je zamykając. Wyszłam i doznałam szoku. Śnieg sypał, wiatr wiał niemiłosiernie, aż mi czapę prawie zwiało. Zła, szłam przez zamieć i doszłam pod halę. Stał Marcin, a ja stanęłam za nim.
-Uff... Nie wieje tak.- zaśmiałam się.- Jak tam u góry?- spytałam.
-Zimno, wieje, tak jak na dole.- zaśmiał się.- Będziesz mi płacić za osłonę.- uśmiechnął się.
-No wiesz ty co! Mogłeś mi powiedzieć, że jest zamieć, że mam czapkę na szpilki do komina doczepić, a nie kurde mi wyskakiwać z zapłatą!
-Ej, dzieciaki, nie kłócić się. A ty Zator się ogarnij.- pokazał na mnie Jurij.
-Jurij, tu Wera stoi.- zaśmiał się, Możdzonek. Jurij zrobił wielkie oczy i przedarł się przez odległość, która nas dzieliła.
-Ty, no rzeczywiście.- spojrzał i się zaśmiał.
       Przyjechał autokar i schowawszy wszyscy swoje walizki, weszliśmy do niego. Oczywiście kto mnie pociągnął na tył? Dick Kooy. Cały on.
-Holendrze jeden, czy ty mi dasz spokój?- zaśmiałam się.
-Nie.- wyszczerzył się do mnie. Usiadłam obok niego, oczywiście przy oknie.- Czekaj na chwile, gdzie Drzewo?- zaśmiałam się.
-Gdzieś tam siedzi, czekaj, o przed nami.- zaśmiał się i pokazując na siedzenie dokładnie naprzeciw nas.
-Ej, Drzewsko moje wielkie... Helcia odebrała prezent od Łaski?- spytałam się.
-Od łaski boskiej nie dostała nic. Ale od Michała ma.- uśmiechnął się.
-Katolik jeden.- warknęłam.
-A ty jesteś antychryst?- zaśmiał się Dick.
-No nie, ale urgh!- krzyknęłam i zaczęliśmy się śmiać z Dickiem.
      Całą podróż przegadałam z Dickiem w miarę możliwości. On przysypiał, ja też. No, ale co tam.
-Spaać mii się chceee!- jęknął załamany Dick, gdy weszliśmy do hotelu.
-A kto nie dał ci spać?- spytał Guma.
-Werka.- uśmiechnął się mega wesoło. Wszyscy siatkarze zaczęli wyć jak opętani.
-Tak, będzie nowa para w składzie.- zaśmiałam się i wspięłam się na palce, by pocałować Dicka w policzek.- Ogol się.- zaśmiałam się do Holendra.
-Dla ciebie wszystko.- oddał mi buziaka w policzek, schylając się. Wiedzą, że sobie z nich żartujemy, dlatego zbytnio się nie przejęli tym. Jesteśmy przyjaciółmi. -Werrraaa... Co robisz w drugi dzień świąt?- spytał, akcentując "Werrraaa". Nie odezwałam się.- Bo byś mogła przyjechać do mojej rodziny, udając moją dziewczynę?- spytał łaskawie.
-Dick... Ja już obiecałam Alkowi...- wyszeptałam ledwo słyszalnie.
-Znasz go niecały tydzień, a już z nim jedziesz do niego na święta? Mnie znasz ponad dwa lata!- zaczął się awanturować.
-Ale był pierwszy!
-To jak się z tobą prześpię, to będziesz moją dziewczyną!?- krzyknął.
       Bez słowa się od niego odwróciłam i poszłam do Możdżona. Zobaczył, że przegiął. Ale ja też przegięłam. Muszę to odwołać z Alkiem. Chyba że... Pojadę na pierwszy dzień świąt do Serbii, a na drugi dzień z Serbii do Holandii. Ale czy się wyrobię? Nie jestem pewna, ale jeszcze się zastanowię.
-Ej, Dick, słuchaj, przegiąłeś, ale jesteś moim cholernym przyjacielem, ale mam plan... Pojadę na pierwszy dzień świąt do Alka, a na drugi do ciebie... Okej?- spytałam.
-Jako że jesteś moją cholerną przyjaciółką, to okej.- zaśmiał się i przybiliśmy piątkę.
       Zaczęłam już obmyślać plan, jak powiedzieć o tym Alkowi... To zaraz... Muszę kupić prezent Dickowi. O Boże... Co mu kupić? Myśl, myśl, myśl! Wiem! Zawsze chciał nosić okulary zerówki, więc kupię mu takie duże kujonki i może jeszcze jakiegoś miśka... No to już mam obmyślone.
        Weszłam do pokoju, w którym byłam zakwaterowana z Kamilem Sołduchą. Całkiem dobrze trafiłam. Rozmawialiśmy i rozmawialiśmy, aż przyszedł załamany Nimir.
-Co się stało, Nimirku?- spytałam opiekuńczym tonem.
-Nimirek jest smutny, bo trafił do pokoju z Dickiem...- powiedział smutno bawiąc się stopami.
-A czy Kamilek chciałby trafić do pokoju z Nimirkiem?- spojrzałam na mojego współlokatora.- Bo ja bym chciała, aby Nimirek zagrał taki mecz, by go wygrał...- pokiwał z uznaniem głową Nimir.
-Kamil zrobi to dla Nimirka.- zaśmiał się i wziął swoje torby.- I dla Werrrry!- przytulił mnie, a ja się prawie udusiłam.
-Idź powiedzieć Dickowi, by wziął torby i przyszedł do mnie.- zaśmiałam się do Nimira, a ten przytulił i wybiegł z pokoju.- Normalnie jak dzieci...- westchnęłam i włączyłam laptopa. Wszedł Dick.
        Chwilę porozmawialiśmy i Dick poszedł spać do dwunastej. A ja przez ten czas, zdążyłam zamówić dla niego okulary i misia. Taki wielki, metrowy miś... Niech się ucieszy. Przeliczając czas dostawy, to dojdzie to dzień przed Wigilią. O trzynastej zjedliśmy szybki i lekki obiad, a pół godziny później pojechaliśmy na halę. Wszyscy byli nastawieni na dobry mecz. Spełnił się. Z tymi, co mieli jakiś problem przed meczem, to porozmawiałam. MVP spotkania, który zakończył się 3:0 dla ZAKSY, został Dick Kooy. Podszedł do mnie i mocno przytulił. Wszyscy się spojrzeli na nas i zaczęli krzyczeć "Dick! Dick! Dick!", co nas rozśmieszyło. Poszedł rozdać autografy i porobić zdjęcia. Nie śpieszyło mu się. Wróciliśmy do hotelu, a jako że była godzina siedemnasta, przejrzałam coś na laptopie, to weszłam na Facebooka, to coś się pouczyłam, bo niedługo sesja, to wiadomo, nie? To zadzwoniłam do Heleny i przy okazji zadzwoniłam do Alka.
-To polecimy razem, bo ja w ten dzień lecę.- zaśmiał się do telefonu, gdy powiedziałam mu swój plan.
-No dobra.- zaśmiałam się.- Nie będzie ci to przeszkadzało, że przylecę z metrowym misiem?- spytałam.
-Nie, najwyżej powiemy, że jedziesz do młodszej kuzynki albo coś...- zapewne się uśmiechnął.-Masz stresa?- spytał.
-Nie, no co tyy.- zaśmiałam się, dość na mnie nerwowo.
-Ale śmiejesz się nerwowo...- zauważył.
-Sesja się zbliża.- ziewnęłam i wszedł Dick.- Słuchaj, muszę kończyć, praca woła. Pa. Do dwudziestego piątego.- cmoknęłam.
-Pa.- zaśmiał się i się rozłączył.
-Alek?- spytał niby to niewzruszony.
-Nie bądź zazdrosny.- uśmiechnęłam się, przysiadając obok niego na łóżku.
-Jak mam nie być zazdrosny jak jestem i to cholernie? Boję się, że zaczniesz się z nim przyjaźnić, to zapomnisz o mnie.- jęknął.
-Nie ma o co. Uwierz mi. Kocham cię... Po przyjacielsku oczywiście.- zaśmiałam się, gdy zobaczyłam jego błysk w oku.
-Ja ciebie też.- zaśmiał się.- Ubieraj się ciepło, idziemy na bitwę na śnieżki. Jest tu spoko park z metrowym śniegiem...- zrobił oczy jak pięciozłotówki.
-Ale nie mam nic ciepłego.- jęknęłam.
-Nie? To łap.- zaśmiał się i rzucił mi jego dresy.- Jak będą za duże to naciągnij gumkę. Idę zebrać dzieciaki. Pa.- cmoknął mnie w policzek i wyszedł.
      Westchnęłam i poszłam się przebrać. Po chwili wyszłam przed recepcję i zauważyłam Zatora, Nimira, Możdżona, Lucasa, Krzyśka Rejno i Krzyśka Zapłackiego. I no oczywiście Dick. No jak dzieci.
-Podzielimy się na grupy.- powiedział zadowolony Dick.- Ja, Wera, Możdżon i Lucas.- powiedział i wyszliśmy z recepcji.- Reszta razem.- uśmiechnął się.
       Przed wejściem do owego parku, przeżegnałam się i rozpoczęła się bitwa. Ja jako najmniejsza, miałam jeszcze tą wygodność, że mogłam wskakiwać na siatkarzy i "myć" im twarze. Oni zdezerientowani, obkręcali się i szukali mnie, a ja już atakowałam kogoś innego. Tak, też jestem dzieckiem. Wszyscy my... Ach....

_________________________________
JESTEM! Trochę może oklepane, ale co... U kogo zima? :> U mnie już schodzi :< :< Płakam... :D Nie chcę jeszcze wiosny. ZIMO STÓJ! Sorry, że narzekałam na śnieg i krzyczałam kto go wymyślił, już tego więcej nie powiem. Przepraszaaam! :D